Pierwszy półmaraton w trudnych covidowych czasach i poprawa życiówki.
O starcie w półmaratonie myślałam już od jakiegoś czasu. Wiedziałam, że przy obecnych treningu maraton byłby męczarnią, walką o przeżycie (a strasznie nie lubię startów, które nie sprawiają mi frajdy i nie powodują uśmiechu na twarzy), na dychę biegłam kilka tygodni temu, więc nie pozostało nic innego 😉. Padło na Gdańsk z oczywistych względów, jest na miejscu, jeszcze nie brałam w nim nigdy udziału i termin był odpowiedni. W chwili rozpoczęcia zapisów nie oczekiwałam od tego startu niczego, nie wierząc zupełnie w swoją formę. Treningi pokazały jednak, że nie jest tak źle, oczywiście bywało różnie, ale biegam szybciej nie przed poprzednimi startami. I tak zaczęły rodzić się w głowie marzenia, chęć zdobycia nowej życiówki, a może coś więcej. Tego się trzymałam w dniu biegu. Postanowiłam stanąć za „zającem” na 1:45 i próbować. Wiedziałam, że będzie to ciężkie wyzwanie, a może i niewykonalne, ale obiecałam sobie, że jeśli tylko pojawi się szansa na życiówkę, to będę walczyć przynajmniej o nią.
START
Pogoda ogólnie spoko, nie za zimno, nie za ciepło, no może mogło mniej wiać, ale w Trójmieście często wieje, więc mogłam się już do tego przyzwyczaić 😊. Krótka rozgrzewka przed biegiem, taka w sumie bardzo krótka, bo jak zwykle pojawiłam się zbyt późno na starcie. Jak się szybko zorientowałam „zająca” z balonikiem, za którym planowałam biec, nie było. Okazało się też, że linia startu była w innym miejscu niż myślałam, więc zegarek włączyłam zbyt późno. Trasa z małymi brukowymi wyjątkami prowadziła ulicami. Do przebiegnięcia mieliśmy dwie pętle, w okolicach Stoczni Gdańskiej. Piękna sceneria, którą może zakłóciło kilka podbiegów 😊 (rzadko jednak bywa, że trasa jest płaska, więc nie będę narzekać).
Pierwsze kilometry były ok, trzymałam założone tempo. Jednak na drugiej pętli, po ¾ trasy wypadłam z rytmu, koncentracja siadła. Tu boleśnie odczułam zbyt małą ilość wybiegań przed półmaratonem i to dość luźne podejście do startu. Na końcówce starałam się już tylko, jak najmniej stracić, sił na walkę w końcówce niestety zabrakło. O wymarzonym czasie przestałam marzyć, pozostało tylko dowieść życiówkę do mety. Na szczęście przynajmniej to się udało. Ogólnie ze startu jestem zadowolona, nie żałuję, mam nową życiówkę i mnóstwo motywacji do kolejnych biegów.
Mi niestety nie udało się poprawić życiówki gdy ostatnio biegłem w Krakowie bo dopadły mnie ogromne problemy żołądkowe na 16km. Ale dobiegłem do końca.
Współczuje, kiedyś problemy z żołądkiem dopadły mnie podczas stary na dychę 🙁 Koszmar, jedna wielka męka przez całą trasę i najgorszy czas jaki kiedykolwiek miałam. Powodzenia na kolejnych startach, trzymam kciuki za poprawę życiówki 😉
Planuje pobiec półmaraton w Warszawie pod koniec marca. Przygotowania idą bardzo dobrze, tylko boję się, ze covid pokrzyżuje moje plany.
Też mam takie obawy, ale staram się myśleć pozytywnie i robić swoje. Trzymam kciuki ✊